Dlaczego nie będę mieszkała w Anglii?


Przyznaję, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona waszymi reakcjami na mój powrót.
Dostałam wiele ciepłych wiadomości i komentarzy które znaczą tylko jedno. Trzeba się wziąć do pracy. Ze względu na powrót przydałby się mały update tego, co się u mnie aktualnie dzieje.
Więc właśnie siedzę w moim wynajętym pokoju w Evesham w Anglii gdzie przyjechałam by pracować przez wakacje. Tak właśnie.  Zostałam chwilową emigrantką.

Kiedy zaczęłam nawiązywać jakieś kontakty z ludźmi, którzy tutaj pracują i mieszkają słyszałam jak mantrę to samo zdanie. ,, Przyjechałam na wakacje żeby trochę dorobić, a potem jakoś poszło i jestem tu już kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat”. Na początku słuchałam i śmiałam się, że chyba wszyscy mają tu taką samą gadkę. Swoją drogą dokładnie tak było z moim bratem. Przyjechał na chwilę, został na dłużej. Znam też kilka innych osób z kręgu moich znajomych, które zdecydowały się wyjechać za granicę do pracy. Niektórzy z zamiarem powrotu, niektórzy już zdeklarowani na zupełną emigrację.

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Będąc w Polsce jeszcze przed wyjazdem, kiedy nawet nie myślałam o wyjeździe, temat pracy w Anglii był raczej powszechny. Wielu moich znajomych wyjechało by na wyspach szukać pracy. I Anglia zamieniała się w rozmowach w jakąś Nibylandię, krainę, w której nie da się być nieszczęśliwym. Gdzie każdy ma pracę, ludzie nie mają zmartwień, znajdują mężów, żony. Ja trochę też uległam tej wizji, że tam to będzie życie… pieniądze płynące strumieniami na moje konto, w przeliczniku razy 5 bo jeszcze wtedy miałam przeświadczenie, że funt to twardo powyżej pięciu złotych stoi. Że Anglia to miejsce w którym ludzie żyją jak w bajce albo przynajmniej, jak w brytyjskich filmach

Okazało się, że o funcie za 5 zł mogę pomarzyć, pieniądze nie biorą się znikąd  a życie na emigracji ma swoje bardzo ciemne strony.  Oczywiście trochę żartuję, bo doskonale zdawałam sobie sprawę po co wyjeżdżam i z czym się to wiąże. Mimo że pracowałam w fabryce, w której było skrajnie zimno, wstawałam o 4 rano co nadal uważam za niehumanitarne i musiałam wozić palety które ważyły pewnie 5 razy tyle co ja, sama się na to pisałam.

Jednak okazało się, że życie z dala od domu, rodziny i przyjaciół wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Przyjechałam tu sama, więc  moim jedynym kontaktem z ludźmi była praca, gdzie swoją drogą nie zawsze można było pogadać. Myślę, że zdecydowanie jest to kwestia bardzo indywidualna, jednak czułam się skrajnie samotna. Kiedy wstajecie rano, wracacie po pracy, macie wolny dzień i nie ma nikogo obok z kim można by się pośmiać, pożartować pogadać albo po prostu posiedzieć każdy dzień staje się naprawdę trudny.

Nie chciałabym za bardzo narzekać jak to jest strasznie i źle. Bo faktem jest, że miałam możliwość zarobić pieniądze na spełnianie swoich marzeń. I w takim czasie nie udałoby się zarobić tyle w Polsce.
Z jednej strony cieszę się, że żyjemy w czasach w których jest Internet i telefon. Gdybym była tutaj zupełnie wyizolowana, bez możliwości chociażby pogadania przez facebooka czy telefon, to najprawdopodobniej do polski wróciłabym w białym kaftanie.
Więc samotność, o ile jedziecie za granicę sami jest naprawdę czymś co bardzo utrudnia życie.
No właśnie. Już kiedyś pisałam o tym, że często doceniamy pewne rzeczy dopiero kiedy je stracimy. I dziś patrzę już na mój wyjazd nie jak najgorszą karę od Pana Boga, jak to było w pierwszych tygodniach, tylko jako czas który dał mi bardzo dużo do myślenia. A że jak już wspominałam, byłam sama ze sobą przez przynajmniej 6 godzin wolnego czasu w ciągu tygodnia, to że tak powiem miałam sporo czasu na myślenie.

Kolejny raz doceniłam moją wspaniałą rodzinę. Kiedy zamiast szturchać mojego tatę w bok albo zaczepiać go przy oglądaniu serialu mogłam tylko pośmiać się przez telefon. Doceniłam to, że mogę w każdej chwili przyjść posiedzieć, pogadać. Kiedy przytłaczają nas codzienne obowiązki i jakieś problemy nie zauważamy takich prozaicznych małych rzeczy jak dotyk osoby która nas kocha. Uwierzcie, że po miesiącu bez chociażby uściśnięcia komuś dłoni, rzucałam się na wszystkich bliskich, których mogłam zobaczyć podczas chwilowej wizyty w Polsce przy okazji wesela kuzyna. I przyznaję, że nigdy nie myślałam, że tak bardzo może brakować bliskości drugiej osoby. Nie rozumiem teraz ludzi, którzy potrafią rzucić całe życie w Polsce, zostawić rodzinę i przyjaciół tylko po to, żeby zarobić pieniądze. Ja nie byłabym w stanie tego zrobić. Cena jest zbyt wysoka i żadna pensja w Anglii, nie byłaby w stanie mi tego wynagrodzić. Ale to tylko moje zdanie

To co napiszę teraz może się wydawać śmieszne, ale uwierzcie, że nie ma nic lepszego niż polskie jedzenie. Mogłabym w tym momencie wygłaszać peany na temat smaku polskiego chleba. Zachwycać się jego smakiem, chrupkością, zapachem… Na temat pieczywa w Anglii spuszczam czarną kurtynę milczenia.
Ale tutaj z pomocą przychodzą nam polskie sklepy! W drodze z przystanku autobusowego na którym wysiadam wracając z pracy do mojego mieszkania, znajduje się ok 7 sklepów z polskimi produktami. A każdy mały sklepik to esencja polskości zamknięta w słoikach Pudliszek albo Dawtony.

Tak więc jeżeli kiedyś będziecie chcieli wyjechać do Anglii, zdecydowanie polecam wam zabranie kogoś ze sobą. Może uznacie, że przesadzam ale była, widziałam, poczułam na własnej skórze! Więc coś tam na ten temat wiem.

I oczywiście cieszcie się ze wszystkich małych rzeczy jakie was otaczają! Od uścisków dłoni, przez rozmowy, wygłupy czy po prostu kontakt z bliskimi, po smak ogórkowej albo polskich schabowych!

Ja już raczej dobrowolnie nie dam się wysłać na emigrację. Zdecydowanie nie czuję się dobrze w Anglii. Może kiedyś zmienię zdanie, kto wie. Na ten moment czekam już z utęsknieniem na moment w którym postawię swoje stopy na polskiej ziemi!

Ot tak. Po prostu. Małe Rzeczy.


 

7 myśli w temacie “Dlaczego nie będę mieszkała w Anglii?

  1. Rodzina to główny powód dla którego także jestem na „nie” jeśli chodzi o emigrację. Kiedy niby nadrobiłabym czas, który spędziłabym tyle kilometrów od domu? Nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza, że są kraje, gdzie bieda wchodzi oknami i drzwiami, także naprawdę w Polsce jeszcze da się żyć 🙂

    Wracaj do nas! ❤

    Polubienie

  2. Może Cię zaskoczę, ale pomimo swojego 10-oletniego stażu w Anglii 🙂 doskonale rozumiem, o co Ci chodzi. Mam to szczęście, że są tu ze mną rodzice i siostra. Teraz już nawet mam swoją własną rodzinę: synka i męża, więc dla mnie Anglia to dom. To w Polsce teraz czuję się, jak turystka i za niczym nie tęsknię, bo nie muszę! Widzę ten dylemat u znajomych Polaków, kiedy zbliżają się wakacje, a oni są rozdarci pomiędzy odwiedzinami w Polsce, a być może wakacjami ich życia gdzieś zupełnie indziej, na co być może nie byłoby ich stać z Polski.

    Z jedzeniem się całkowicie zgadzam. W polskich sklepach zakupów nie robię już od lat, bo akurat wokół mnie nie ma ich wcale (mieszkam w przepięknej małej mieścinie położonej między górami) i przyzwyczaiłam się już do produktów dostępnych wszędzie indziej, jednak do tej pory powtarzam, że nie ma to, jak polski chleb, kiełbasa i pomidory 🙂

    Bardzo się cieszę, że tu jestem. Już pomijając fakt poziomu życia, które jest na dużo wyższym poziomie (nawet za minimalną krajową- też przerabiałam fabryki, to początki prawie każdego emigranta), ale przede wszystkim za multikulturowość. Jestem bardzo otwartą, tolerancyjną i ciekawą świata osobą, więc tutaj czuję się, jak ryba w wodzie. Tu każdy jest prawdziwie WOLNY. Nawet już z Polakiem nie potrafiłabym się związać- mój mąż pochodzi z Indii 🙂

    Przepraszam za ten przydługi komentarz, ale chciałam, żebyś trochę poznała swoją nową obserwatorkę. Czy masz coś przeciwko?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Oczywiście, że nie mam nic przeciwko 🙂 Ja niestety mam dosyć kiepskie doświadczenia z tą mnogością kultur w jednym miejscu. Chwilami mnie to trochę przerażało. I mimo tego, że oczywiście wszystkich szanuje to nie chciałabym, żeby w Polsce sytuacja wyglądała tak samo.

      Jestem chyba jednak straszną domatorką i bardzo sentymentalnie podchodzę do różnych miejsc, więc nie wyobrażam sobie wyjechać na stałe. Ale kto wie! Może kiedyś zmienię zdanie 🙂 Dzięki za komentarz i zapraszam częściej! 🙂

      Polubienie

  3. Czytając ten wpis poczułam, jakbym czytała o sobie… Sama wyjechałam do pracy w Holandii na wakacje – również fabryka – z sałatkami. Cel dokładnie taki sam – zarobić pięniążki na własne marzenia i potrzeby. Pomyślałam sobie „Pfff… to tylko 2 miesiące, zleci.” Ale przez te dwa miesiące doceniłam i odczułam brak towarzystwa rodziny, znajomych, polskiego chleba (o zgrozo, tu w Holandii pieczywo to nadmuchane bułki w kształcie chleba tostowego).
    Również uważam, że ten czas to cenny czas, pewna próba od Pana Boga.
    Dziękuję Ci za ten wpis Agatko!
    No i… wracaj ostrożnie i bezpiecznie do Polski, ja też już odliczam do powrotu – jeszcze kilka dni!

    Polubienie

    1. No to nawet w podobnym miejscu pracowałyśmy, bo ja czasem też lądowałam na dziale z sałatkami:) z chlebem w Anglii jest tak samo. Na prawdę nie wiem, jak oni mogą żyć z takim pieczywem :p Pozdrawiam! 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz